A nich ta pandemia już się skończy! Czyli dzień, bez Dnia Kobiet na Torze

Siódmy marca będzie trwał jeszcze przez ok pół godziny. Normalnie o tej porze byłabym wypruta z resztek sił, ale szczęśliwa. Jeszcze nie ochłonięta po tygodniach, jak nie miesiącach przygotowań, do najważniejszej imprezy w moim roku. Czwartego Dnia Kobiet na Torze.

Niestety, w tym roku Dnia Kobiet nie będzie.

Jest jak jest i nie ma co płakać. Trzeba przeczekać i wyjść z tego w pełnym zdrowiu, czego wszystkim i sobie życzę.

Chciałabym napisać kilka mądrych słów, powspominać poprzednie edycje. Ale nawet nie wiem od czego zacząć. Ta pandemia – mimo iż nie uderzyła mnie jakoś szczególnie mocno – odebrała mi pewną chęć do działania. Wyssała energię, którą dostaję od ludzi kiedy się z nimi spotykam, dotykam i się razem śmiejemy albo narzekamy.

Zaszyłam się w swoich czterech ścianach, czasami wychodzę do pracy. Widuję rodziców dzieci, które trenują razem z moim synem. Niby wszystko jest ok, a jednak czuję, że z czasem coraz mniej mi się chce. Nie pamiętam już, jak mogłam rok temu ogarniać kampanię promującą Dzień Kobiet, zrzutkę, zapisy, sponsorów i ścigać na torze w dniu imprezy!

I chyba właśnie zaczynam zauważać co mi zabrała pandemia. Kontakt z ludźmi. Na szczęście tylko tyle. A kontakt z ludźmi z toru jest czymś wyjątkowym. Pierwszy raz mi to uświadomił mój facet, kiedy powiedział, że na torze, on chyba najbardziej lubi przebywać z ludźmi. Ja będąc na torze, wówczas chciałam wycisnąć dla siebie jak najwięcej. Pojechać najszybciej, najdłużej, najbardziej. Ale od kiedy organizuję tam zajęcia i Dzień Kobiet, dużo radości daje mi to, że mogę kawałek tego toru komuś dać. Chociaż wcale do mnie nie należy.

Dni Kobiet na Torze jeszcze bardziej uświadomiły mi, jakim wyjątkowym miejscem jest welodrom i jakim wyjątkowym wydarzeniem jest spotkanie się na nim samych kobiet. Tych, które bywają regularnie i takich, które próbują pierwszy raz. Dzieje się wtedy pewna magia. Jest dużo stresu, bo tor stromy. Zaraz jest wynikający z tego stresu śmiech. Radości i objęcia, bo ostatni raz widziały się dokładnie rok temu w tym samym miejscu. Jest pomoc, zdjęcia i mocna jazda. Są pogadanki i losowanie nagród od sponsorów. I ocean radości.

I zła jestem na siebie, że zabrałam się do napisania tego tekstu dopiero po szturchnięciu koleżanki.

Ja to zwyczajnie wyparłam. Ale o tym właśnie mówię. O ludziach! O dziewczynach z toru, które przyjdą wesprzeć jak trzeba. Nie zliczę ile takich osób jest, ale wiele i oni wiedzą kim są.

Trochę wyszło sentymentalnie, ale takie czasy.

Wrzucę kilka wybranych zdjęć, a do wspomnień zapraszam do relacji z Dnia Kobiet, Dnia Kobiet II i Dnia Kobiet III

Dzień Niepodległości

Każdy ma takie święto, jakie sam sobie zorganizuje, i u nas jest dokładnie tak samo!

Wszystko zaczęło się w 2018, kiedy wypadała setna rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości. Padł wówczas pomysł, żeby pojechać 100 okrążeń z okazji setnej rocznicy. Przyszliśmy ubrani na biało-czerwono, były flagi i ogólne świętowanie.

Oczywiście, takie wydarzenie nie mogło być jednorazowe i stało się naszą wirażową tradycją. Od tamtej pory, jeździmy coraz więcej i więcej.

W pandemicznym 2020. wypadło 102!

Niepodzianką był pyszny sernik upieczony przez mistrzynię sprintu, Ulę Łoś.

Być może nie wiecie, że drugą pasją Uli jest gotowanie i pieczenie. Jej wytworzy możecie podziwiać i (spróbowac samemu powtórzyć) na instagramie https://www.instagram.com/sielskilos/

Niżej, krótka galeria zdjęć.

#EuroTrack20

Dzisiaj rozpoczęły się Mistrzostwa Europy w kolarstwie torowym w bułgarskim Plovdiv.

Tegoroczna impreza pod wieloma względami będzie wyjątkowa. Pandemia wyeliminowała wielu zawodników, co dodaje nowych niewiadomych czyniąc rywalizację ciekawszą.
Do tej pory faworyci byli mniej więcej znani, spychając trochę w cień pozostałe ekipy. Dzisiaj właśnie te ekipy będą o wiele bardziej widoczne.

Pierwsze sesje już się odbyły, tradycyjnie, zawody rozpoczęły sie od sprintów drużynowych.

Na starcie stanęły 4 ekipy pań i 6 panów.

Nie ma reprezentacji Holandii, a najbardziej znane kobiece nazwiska należą do Rosjanek i Ukrainek, aczkolwiek, to Brytyjki ukończyły kwalifikacje przed tymi drugimi.
W pierwszej rundzie pojadą Rosjanki przeciwko Czeszkom i Brytyjki przeciwko Ukrainkom, i to tu przewiduję najbardziej zaciętą walkę.
Będzie się działo.

W śród mężczyzn nie zobaczymi ani Holendrów, ani Brytyjczyków, ani niestety Polaków. Do startu stanęło 6 drużyn i wszystkie zobaczymy w pierwszej rundzie. Największe szanse mają Rosjanie, natomiast Czesi podczas eliminacji stracili raptem 0.2 sekundy, ale myślę, że największych emocji dostarczy walka o brąz.

Pierwsza runda rusza o 18:00

Po olimpiku (sprint drużynowych to inaczej olimpik ;)), były wyścigi drużynowe, w których udział wzięły Hiszpanki, Ukrainki, Włoszki i Brytyjki. Finały obstawiam pomiędzy Brytyjkami i Włoszkami i sądzę, że będzie to bardzo emocjonujący pojedynek gdyż obie reprezentacje składają się z najlepszych zawodniczek. W składzie Wielkiej Brytanii jedzie Neah Evans, Laura Kenny, Katie Archibald i Elinor Barker. Włoska drużyna składa się z Martiny Alzini, Elisy Balsamo, Chiary Consonni i Vittorii Guazzini.

Na wyścig panów jeszcze czekamy.

W sesji popołudniowej oprócz finałów wyżej wymienionych konkurencji zobaczymy jeszcze wyścig scratch pań, a w nim Karolinę Karasiewicz, ale też takie zawodniczki jak wspomniana wcześniej Neah Evans, Martina Fidanza czy Tania Calvo Barbero. Osobiście cieszy mnie reprezentacja zawodniczki z Grecji, Argiro Milaki. Kiedyś się mówiło, że greckie kolarstwo torowe to Christos Volikaki – no, to już jest ewidentnie nieaktualne.

Po scratchu, wyścig eliminacyjny pojadą panowie. Niestety, tym razem bez udziału naszych reprezentantów. Co może być ciekawe, to jedyne nazwisko, które ja kojarzę, to Białorusin Raman Tsishkou, a to z kolei, może oznaczać, o czym pisałam na samym początku, bardzo ciekawą rywalizację wśród mniej znanych zawodników, którzy – mam nadzieję – będą reprezentować porównywalny poziom i nie będzie jednego, ewidentnego faworyta.

Najlepiej zmagania śledzić za pomocą hashtaga #EuroTrack20 na Facebooku i Twitterze.

Tu znajdziecie wyniki, a to oficjalna strona zawodów.
Jakby nie było, z niecierpliwością czekam na 16:55 w Eurosporcie

WroWelo Track

Co to był za weekend, podczas którego odbyły się amatorskie, ale międzynarodowe zawody WroWelo TRACK II!


Zacznę o pań. Było nas 10! To o 100% więcej niż podczas pierwszych zawodów na początku grudnia. Najdalej przyjechała Polina i Eugenia, bo aż z Moskwy! Ekipa Slow Flow z Rosji była tu drugi raz i jechała 16 godzin! Z resztą, Nikita Balunov po raz drugi wygrał sprinty, ale tym razem o błysk szprychy z Jakubem Kozickim. Co to był za keirin!


A co to był za keirin w wykonaniu pań! Anna Rząsowska i Magdalena Kizerwetter-Świda przyjaźnią się poza torem, ale na deskach nie ma sentymentów. To czołówka polskiego kolarstwa masters i walka była zacięta i ostra do samego końca. Ostatecznie, Magda nie dała się jeszcze pokonać. Ania za to pokazała swoją dominację w wyścigach typu endurance wygrywając scratch’a, punktowy i eliminacyjny.

O ile ściganie to jedno, to atmosfera zawodów jest po prostu nieziemska! Zawodniczka z Ukrainy, Paula Ulianiuk, była zachwycona. Relacjonowała mi tak: „Nie wierzę, że tu jestem! W zeszłym roku ogladałam mistrzostwa świata, a teraz tu jestem! Ten tor jest piękny! Ja jeżdżę na torze dopiero od dwóch miesięcy i tu jestem!”. Nie wiem jak opisać jak bardzo wzruszyły mnie jej słowa i jej entuzjazm. Ale bardzo.

Była też ekipa z Czech, którzy z dużym entuzjamem opowiadali jak to fajnie móc tu pojeździć i pościgać się na drewnie.

No i oczywiście tradycyjnie już stoisko Cech Bike’a z ichniejszymi cudeńkami, narzędziami i ciuchami Cinelli. I ciepłą kawą! I wystawa Kwiaciarni Grafiki i ich Cyklografizm. Hasło „ludzie z pasją” to tylko hasło, dopóki się nie pozna, nie porozmawia z ludźmi z pasją. Z ludźmi, którzy tworzą, robią fantastyczne rzeczy właściwie tylko po to, żeby się lepiej czuć, a przy okazji sprawiają ogromną radość wszystkim dookoła. Jak emocje opadną, zejdę na ziemię, ale jeszcze nie teraz. Jeszcze trochę się tym ponapawam.

A kiedy było po wszystkim, rozpoczął trzeci już Dzień Kobiet na Torze, ale o tym później.

Rozglądajcie się za zdjęciami! Ja też będę coś wrzucać.

Tym czasem, już niebawem w Pruszkowie odbędzie się największa torowa impreza w Polsce. Wyścig światowej elity Grand Prix Polski! Zawodnicy z całego świata bardzo lubią nasz tor, więc chętnie tu przyjeżdżają. Wpadnijcie pokibicować. To będzie 24 – 26 kwietnia. Tu jest wydarzenie na Facebooku

Edyta Jasińska poprowadzi Dzień Kobiet na Torze III

W tym roku Dzień Kobiet na Torze poprowadzi Edyta Jasińska.

fot: http://www.lubanski.eu/

Wielokrotna Mistrzyni Polski, dwukrotna wice-mistrzyni Europy, uczestniczka Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro a obecnie pilotka tandemu i trenerka elity kobiet ze średniego dystansu.

Fot: https://bydgoszcz.wyborcza.pl/


Specjalizacja Edyty to właśnie średni dystans. Przebojem wdarła się do czołówki polskich torówek po tym, jak uprawiając kolarstwo torowe od raptem kilku miesięcy zdobyła mistrzostwo Polski na 3 km indywidualnie. Aby uwiarygodnić swoją nową zawodniczkę, ówczesny trener Marian Szirocki dorobił historię, że Edzia jest byłą wioślarką. Jak sama twierdzi, z wiosłami miała tyle wspólnego, co „przewiosłowała” kilka razy na siłowni.


Kiedy pierwszy raz przyjechała do Pruszkowa, w 2008 roku, wspomina, że popłakała się z emocji, jakie jej towarzyszyły. „Ta kopuła, ten grzebień na dachu. To było ogromne! My zawsze jeżdżący na betonie a tu drewno! Świeżutkie… Wtedy nie było jeszcze trybun, nie było śródtorza ale drewno leżało, więc kadra mogła trenować”.

Za jej kadencji drużyna kobiet osiągała najlepsze wyniki w historii.

Z Katarzyną Pawłowską i Małgorzatą Wojtyrą w 2013 roku zdobyły srebrny medal Mistrzostw Europy. W tym samym roku, a rok później jeszcze z Eugenią Bujak czwarte miejsce na Mistrzostwach Świata. Najwyższe jak dotąd.

Fot: https://sport.tvp.pl/

Jednak zapytana o największy sukces wymienia pojechanie na Igrzyska do Rio, chociaż samego występu nie wspomina dobrze. To były mroczne czasy dla torowego kolarstwa kobiet. Zamiast wsparcia było wiele kłód rzucanych pod nogi, ale może właśnie przez te przeszkody tak dobrze to wspomina. „Walczyliśmy wtedy wszystkie razem z trenerem, Grzegorzem Ratajczykiem. Mieliśmy cel i to bardzo nas scaliło w prawdziwą drużynę. Nikt nie dawał nam szans, a my pojechałyśmy i nawet dostałyśmy się do pierwszej rundy.” Niestety, potem drużyna Polek została zdyskwalifikowana.

Edzia podreśla rolę trenera Grzegorza Ratajczyka. Trzymającego się z dala od fleszy kamer, ale blisko zawodniczek. To on zrobił z nich najwyższej klasy sportowców. Gdyby nie trener Ratajczyk, Edyta twierdzi, że nie byłoby jej, ani całej drużyny.

„Trener regularnie zapominał zatankować. Zdarzało nam się, że kadra torowców musiała wyskakiwać z busa i pchać go przez 5 kilometrów do najbliższej stacji. I wszyscy pchali, ja, Ola Drejgier, Kasia Pawłowska. Wyobrażasz to sobie??” mówi i śmieje się tak, jak tylko ona potrafi. Czyli głośno.

Najtrudniejszym dla niej momentem był ten, gdy półtora miesiąca przed Igrzyskami, będąc w topowej formie, złamała rękę. To był dla niej ogromny cios, bo nie dość, że problemy piętrzyły się naokoło, to jeszcze kontuzja. Edyta twierdzi, że psychicznie nie zdążyła na czas wrócić do formy sprzed wypadku.

Niedawno Ola Tecław (Trenerka pierwszego Dnia Kobiet) namówiła ją na tandemy. W lutym wróciła z brązowym medalem Mistrzostw Świata wraz ze swoją niedowidzącą partnerką, Angeliką Biedrzycką.

Fot: www.zimbio.com

Teraz asystuje trenerowi Ratajczykowi, który objął swoją opieką elitę kobiet średniego dystansu. „Myślałam, że nie dam rady patrzeć jak drużyna jeździ. Nie osiągnęłąm w sporcie wszystkiego, mam niedosyt. Ale okazało się, że odnalazłam się w nowej roli. Jazda na tandemie to jest ogromny wysiłek. Nie spodziewałam się, że aż tak duży. To pozwala mi trenować i pozostać w sporcie. Bycie asystentem trenera też daje mi dużo satysfakcji. To są teraz i moje podopieczne. Moja kariera? Cóż, ona się właśnie rozwija. Bardzo się cieszę z tego gdzie jestem i walczymy dalej”.

Po tych słowach Edyta musiała już kończyć, bo właśnie szła do fabryki Rometa, który obecnie ją wspiera.

Fot: https://expressbydgoski.pl/

Sprinterki, ale olimpijskie

Były sprinterki indywidualne, więc teraz pora na sprinterki olimpijskie.
Sprint olimpijski, pieszczotliwie nazywany olimpikiem, jest bardziej znany pod nazwą sprintu drużynowego. Wciąż to jedno i to samo.

Jest dość niewdzięczną konkurencją, no bo tak: Nie ma się w nim sukcesów indywidualnych. Jak się wygrywa, to wygrywa kraj, nazwiska zawodniczek pojawiają się w mediach, ale nie w rankingach. Trening jest typowo sprinterski, więc właściwie wyklucza z wszelkich innych konkurencji. Sprinterki nie jeżdżą na szosie poza sezonem torowym. Dla kibiców nie jest aż tak widowiskowy jak pojedynki, do tego trwa bardzo krótko i łatwo przegapić nie tylko niuanse, ale i cały wyścig.
W tym wszystkim, z jakiegoś dziwnego powodu jest konkurencją bardzo popularną, czasy są wyśrubowane, sprzęt z resztą też. I w tym wszystkim, nasze dwie, od niedawna liczące się na scenie międzynarodowej Ula i Marlena.

O Marlenie nie mówi się tak dużo jak o Uli. Wszyscy ją znaję, bo mamy tylko jedną drużynę, ale ona robi duże postępy i wprawny kibic powinien lepiej się przyjrzeć jakie czasy osiąga na otwarciu – czyli pierwszym okrążeniu. (Dodam tylko,że jest to niezwykle ważna wartość dla każdego sprintera). Na zeszłorocznych mistrzostwach świata w Pruszkowie otwarcie to wynosiło 19.565 i raczej zamykało tyły. W Brisbane z kolei, raptem 9 miesięcy później wyniosło już 19.203 i było jednym z lepszych. Najlepsze otwarcie z zeszłego sezonu natomiast miały Rosjanki i było to w Pruszkowie i wyniosło 18 sekund z kawałkiem. Chyba, że coś przegapiłam, ale nie o to chodzi. Chodzi o to, że dziesiąte sekundy do przepaść jeśli chodzi o progres i Marlena to zrobiła!
Marlena również prawie zawsze startuje w sprintach, tylko, że rzadko udaje jej się zakwalifikować do pierwszej rundy. Ale w Cambridge, podczas IV edycji ostatniego Pucharu Świata jej się udało.

Fot: sport.dziennik.pl/

No, to teraz można przyjrzeć się innym drużynom.

W rankingu UCI przodują Rosjanki. Następne są Chinki i Niemki. Ich czasy otwarcia zwykle są poniżej 19 sekund. (Ale nie zawsze)

Rosjanki: jeżdzą czasy typu: 32,591; 32,524; 33,154; 33,039; 33.039; 33.417 (począwszy od MŚ 2019)

Fot: Facebook, Daria Shmeleva

Niemki: 32.789; 32.687; 33.180;

Fot: Facebook, Pauline Grabosch

Chinki: 33.969; 33.504; 33.440; 33.063; 33.629

Fot: cyclingnews.com

Czasy Polek to 33.795; 33.691; 33.795; 33.470; 33.078; 33.172; 33.743

I może jak wszędzie widać 33 z przodu to wydaje się, że mało brakuje, ale tak naprawdę to jest to różnica kilku miejsc. Ale, w Cambridge naszym udało się pokonać i Rosjanki i Chinki. A więc potrafią!

Fot: https://sport.tvp.pl/

Co z tego wynika? Właściwie to nie wiem. Niuansów kolarstwa torowego jest tak wiele, że czasami trudno się w tym wszystkim połapać. Ale Polkom udało się osiągnąć znakomity czas 33.078 a to już bardzo blisko (i tak samo daleko) aby złamać magiczną barierę 32 z przodu.

W dodatku gdybanie, kto jeździ podobnie, jest chyba pozbawione sensu, bo ułamki sekundy świadczą o pierwszych nie 3 ale często 10 miejscach. Z rundy na rundę wyniki mogą być bardzo różne przy tej skali tak więc kibicujemy dziewczynom ile tchu i trzymamy kciuki za magiczne 32 z przodu!

Tu znajdziecie aktualny ranking UCI sprintów drużynowych pań https://www.uci.org/track/rankings

Sprinterki Świata

Kilka słów o kolarkach torowych, które będziemy mogli zoabaczyć na starcie tegorocznych Mistrzostw Świata.

Lista jest absolutnie subiektywna i może zupełnie nie zgadzać się ze zdaniem ekspertów. No trudno.

Na liście są tylko te zawodniczki, które w Berlinie wystartują w sprincie indywidualnym.
Z tego względu też nie znajdziecie na niej Polki, Urszuli Łoś.

Emma Hinze, Niemcy

Młoda, trochę w cieniu Kristiny Vogel, jeździła sprint drużynowy z Miriam Welte.
Jako juniorka w 2015 roku zdobyła w sprincie mistrzostwo Niemiec, Europy i Świata.

Fot: Facebook, @blacklinesprinting

Kelsey Mitchell – Kanada

Kelsey zaczęła jeździć na torze raptem 3 lata temu. Przed tem grała w piłkę nożną.
W internecie opowiada o tym, jak na początku przerażały ją strome wiraże ale to już przeszłość. Kelsey w ostatniej edycji Pucharu Świata w Milton zdobyła srebrny medal w sprincie.
Uwaga, nie mylić z koszykarką o tym samym imieniu.

MILTON, Ontario – Jan 25, 2020 : competes in the 2020 Tissot UCI Track World Cup. Christian Bender/Canadian Olympic Committee

Fot: olimpic.ca

Katy Marchant – Wielka Brytania

Brązowa medalistka ostatnich Igrzysk Olimpijskich, ale poza tym, bez większych sukcesów na światowych zawodach. Co potwierdza plotki o brytyjskim kolarstwie, że oni jakby budzą się na Igrzyska. Na torze od 2013 roku, więc bardzo doświadczona zawodniczka.

GKT735 File photo dated 16-08-2016 of Great Britain’s Katy Marchant poses with her medal after winning bronze in the women’s sprint.

Fot: pelotonwatch.com

Stephanie Morton – Australia

Stephanie przejęła schedę po Annie Meares. Większość jej sukcesów pochodzi lokalnych zawodów, ale ma jeden srebny medal z Mistrzostw Świata z 2017 roku.

Fot: https://www.sunshinecoastdaily.com.au/

Mathilde Gros – Francja

Wielka nadzieja francuskiego sprintu. Mimo młodego wieku (urodziła się w 1999 roku), Matylda ma na swoim koncie liczne medale z międzynarodowych imprez w tym brąz z Pruszkowa.

Fot: Zimbio.com

Tianshi Zhong – Chiny

Mistrzyni olijmpijska z Rio w sprincie olimpijskim, Mistrzyni Świata z 2016 indywidualnie, poza tym liczne medale światowe i w Azji. Będę bardzo ciekawa co pokaże w Berlinie. Na pewno warto ją bacznie obserwować

Fot: Zimbio.com

Simona Krupeckaite – Litwa

Simona na światowych mistrzostwach pojawiła się w 2003 roku. Była na 4 Igrzyskach Olimpijskich. Mimo wielu medali, i kilku drugich miejsc, nigdy nie zdobyła złota w sprincie – podczas mistrzostw świata oczywiście. Zawsze jej kibicuję, chyba, że jedzie przeciwko Polkom.

Fot: belta.by

Liubov Basova – Ukraina

Mistrzyni Europy z 2011 roku, do tego liczne medale z drużyny i keirinu zarówno na świecie jak i w Europie. Często ją można spotkać w Pruszkowie na wszelkich międzynarodowych imprezach.

Fot: commons.wikimedia.org

Anastasiia Voinova – Rosja

Kolejna pretendentka do walki o medal. W 2014 Anastasiia zgarnęła wszystkie 3 złote medale w sprincie podczas mistrzostw Europy, należała wówczas do U23. Dwukrotna mistrzyni świata na 500 m.

Fot: Facebook, @RusveloTeam

Wai Sze Lee – Hong Kong

Obecnie nie ma sobie równych. Chyba jedyna zawodniczka, która zbliżyła się do wyników Kristiny Vogel. Niestety, kiedy Wai Sze doszła do tego etapu, Kristina była już po wypadku. Wai Sze po wygraniu sprintów w Pruszkowie pozdrowiła z desek toru Kristinę, która wówczas komentowała zawody dla niemieckiej telewizji. W 2019 wygrała wszystkie pojedynki, w których brała udział.

Fot: https://www.scmp.com/

Wyścig drużynowy na dochodzenie kobiet

Sądząc jedynie po tegorocznym (i trochę zeszłorocznym) Pucharze Świata, nasze torówki na medal szanse mają, no cóż, niewielkie. Najlepszy czas Polek to 4:24.613, który uzyskały w pierwszej rundzie w Brisbane, Nowej Zelandii. Poza tym to 4:27.095, 4:30,254, 4:24.613, 4:26.068. Najbardziej zbliżone wyniki mają Koreanki i Irlandki.

Aby stanąć na podium dystans 4 km należy pokonać poniżej czterech minut i osiemnastu sekund – przynajmniej tak wynika z Pucharów. Natomiast pierwsze miejsce to już walka o czas w okolicach 4:10 z kawałkiem.

Najlepszy czas z PŚ uzyskały Nowozelandki jadąc na 4:10.705 w Cambridge.

Jak widać, nie lada wyzwanie przed Kasią, Darią, Wiktorią i Łucją. Trzymamy kciuki i wszystko poniżej 4:24.361 – czyli tyle, ile wynosi rekord Polski – bierzemy w ciemno!

Torowe Mistrzostwa Świata 2020!!!

Torowe Mistrzostwa Świata 2020 już prawie się zaczęły. No dobrze, może właściwie to w ogóle się nie zaczęły i nie zaczną przez najbliższe 5 dni ale cały torowy świat żyje już tylko tym wydarzeniem.
Najważniejsze jest to, że to nie są jakieś tam kolejne mistrzostwa świata. To są Mistrzostwa Świata przed Igrzyskami Olimpijskimi, co czyni je ostatnim etapem zdobycia na owe Igrzyska kwalifikacji.

Z Polski do Berlina jadą:
Marlena Karwacka i Urszula Łoś. Dziewczyny powalczą w sprincie drużynowym i tu bardzo dużo się waży gdyż walczą o kwalifikację, a za główne przeciwniczki mają Nową Zelandię. Ula pojedzie jeszcze w keirinie i czasówce, Marlena będzie w rezerwie.

Ogromnie cieszy powrót Katarzyny Pawłowskiej, która wraz z Mistrzynią Polski z szosy Łucją Pietrzak, Darią i Wiktorią Pikulik pojadą wyścig drużynowy. Zawodniczką rezerwową będzie Nikol Płosaj.
Daria ponadto wystartuje w omnium, Łucja w scratchu, a Nikol w wyścigu punktowym. Liderki światowego rankingu, siostry Pikulik, pojadą madisona. Reprezentację pań zamknie nowa nadzieja polskiego sprintu, Nikola Sibiak, która będzie zawodniczką rezerwową w sprincie drużynowym.

Wśród panów też będzie komu kibicować. Wiadomo, że sprinterzy po ostatnich występach muszą liczyć się z wielkimi nadziejami polskich kibiców. W końcu top 3 w rankingu zobowiązuje.
Podstawowy skład drużyny sprinterów stanowią: Maciej Bielecki, Mateusz Rudyk i Rafał Sarnecki. Krzysztof Maksel będzie w rezerwie, za to po raz kolejny powalczy o medal na kilometr. Tym samym w keirinie wystartuje Rafał a Mateusz, który zajmuje trzecie miejsce w światowym rankingu, powalczy w sprincie (bo jakżeby inaczej). Patryk Rajkowski będzie gotów, gdyby tfu tfu coś, go zastąpić.

W średnim dystansie Polska nie wystawi drużyny panów, to było wiadomo już dawno, ale za to będziemy mogli kibicować Filipowi Prokopyszynowi (czy wiecie, że mój telefon ma „Prokopyszyn” w swoim słowniku? Serio!), który tym razem – o czym jestem przekonana – zachwyci nas w scratchu. Zawodnikiem rezerwowym do scratcha będzie były mistrz świata Adrian Tekliński (no bo kto inny?). Wojciech Pszczolarski wystąpi w moim ulubionym wyścigu punktowym, gdyby coś tfu tfu, do Damian Sławek go zastąpi. Ponadto dobrze znany duet Pszczoła i Wężu, czyli Wojtek i Daniel Staniszewski pojadą madisona. Daniel ponadto wystartuje w omnium, co mnie ogromnie cieszy, bo Daniel to fajter a omnium lekkie nie jest. Reprezentację mężczyzn zamyka Wojciech Ziółkowski, który – co nie powinno dziwić biorąc pod uwagę, że jest posiadaczem dwóch z rzędu rekordów Polski w jeździ godzinnej – wystaruje wyścigu indywidualnym na 4 km.

Pełna lista pań https://www.trackcycling-berlin.com/media/entry-list—women.pdf
i panów https://www.trackcycling-berlin.com/media/entry-list—men.pdf

Pierwsze starty białoczerwonych odbędą się już w środę. Jeszcze przed transmisją pojadą drużyny, więc nie zobaczymy jak się kwalifikują Polki, ale za to od 18:25 będzie można już zarówno w Eurosporcie jak i na TVP Sport śledzić sprinty olimpijskie (czyli drużynowe) i Łucję w scratchu czyli scratchu.

W czwartek poza wizją będą kwalifikacje keirinu i sprintu natomiast od 18:30 drużyna kobiet, następnie Rafał w keirinie i Filip w scratchu.
Będzie jeszcze wyścig drużynowy panów, ale jak już pisałam, bez naszych.
Wszystko live, na żywo. (To taki żart, kiedyś Polsat transmitował „Disco Polo Live” na żywo. Nie pytajcie skąd to wiem).

W piątek transmisja będzie już tylko w Eurosporcie, i to w drugim, ale nic nie szkodzi, bo zacznie się wyścigiem punktowym w wykonaniu Wojtka, po któym będzie omnium pań w wykonaniu Darii. Podczas sesji porannej, czyli poza transmisją będzie jeszcze kwalifikacja do 1 km, więc trzymamy kciuki aby wieczorem zobaczyć też Krzyśka. Tego dnia zobaczymy również sprinterki. W prawdzie żadna z Polek nie powalczy i choć obstawiam, że wszystko zgarnie Wai Sze Lee, znana za granicą jako Sarah Lee, to i tak będzie ciekawie zobaczyć czy Anastasiia Voinova pokona Olenę Starikovą, a może jakaś Brytyjka, które zawsze potrafią się obudzić na najważniejszych imprezach?

O pozostałych dniach napiszę innym razem, bo nie ma co zanudzać Was tabelkami. Wszystko możecie znaleźć tu https://www.trackcycling-berlin.com/media/competitionschedule_ber_as_of_29.11.19.pdf

i tu https://www.teleman.pl/sport/kolarstwo (ten, to jest bardzo ważny link).

Rankingi są tu https://www.uci.org/track/rankings. Postaram się dorzucić jeszcze swój komentarz do niektórych nazwisk.

Tymczasem gromadźcie zapasy bo jak się zacznie, to już nie będzie można od ekranu się oderwać!