W tym roku Dzień Kobiet na Torze poprowadzi Edyta Jasińska.
Wielokrotna Mistrzyni Polski, dwukrotna wice-mistrzyni Europy, uczestniczka Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro a obecnie pilotka tandemu i trenerka elity kobiet ze średniego dystansu.
Specjalizacja Edyty to właśnie średni dystans. Przebojem wdarła się do czołówki polskich torówek po tym, jak uprawiając kolarstwo torowe od raptem kilku miesięcy zdobyła mistrzostwo Polski na 3 km indywidualnie. Aby uwiarygodnić swoją nową zawodniczkę, ówczesny trener Marian Szirocki dorobił historię, że Edzia jest byłą wioślarką. Jak sama twierdzi, z wiosłami miała tyle wspólnego, co „przewiosłowała” kilka razy na siłowni.
Kiedy pierwszy raz przyjechała do Pruszkowa, w 2008 roku, wspomina, że popłakała się z emocji, jakie jej towarzyszyły. „Ta kopuła, ten grzebień na dachu. To było ogromne! My zawsze jeżdżący na betonie a tu drewno! Świeżutkie… Wtedy nie było jeszcze trybun, nie było śródtorza ale drewno leżało, więc kadra mogła trenować”.
Za jej kadencji drużyna kobiet osiągała najlepsze wyniki w historii.
Z Katarzyną Pawłowską i Małgorzatą Wojtyrą w 2013 roku zdobyły srebrny medal Mistrzostw Europy. W tym samym roku, a rok później jeszcze z Eugenią Bujak czwarte miejsce na Mistrzostwach Świata. Najwyższe jak dotąd.
Jednak zapytana o największy sukces wymienia pojechanie na Igrzyska do Rio, chociaż samego występu nie wspomina dobrze. To były mroczne czasy dla torowego kolarstwa kobiet. Zamiast wsparcia było wiele kłód rzucanych pod nogi, ale może właśnie przez te przeszkody tak dobrze to wspomina. „Walczyliśmy wtedy wszystkie razem z trenerem, Grzegorzem Ratajczykiem. Mieliśmy cel i to bardzo nas scaliło w prawdziwą drużynę. Nikt nie dawał nam szans, a my pojechałyśmy i nawet dostałyśmy się do pierwszej rundy.” Niestety, potem drużyna Polek została zdyskwalifikowana.
Edzia podreśla rolę trenera Grzegorza Ratajczyka. Trzymającego się z dala od fleszy kamer, ale blisko zawodniczek. To on zrobił z nich najwyższej klasy sportowców. Gdyby nie trener Ratajczyk, Edyta twierdzi, że nie byłoby jej, ani całej drużyny.
„Trener regularnie zapominał zatankować. Zdarzało nam się, że kadra torowców musiała wyskakiwać z busa i pchać go przez 5 kilometrów do najbliższej stacji. I wszyscy pchali, ja, Ola Drejgier, Kasia Pawłowska. Wyobrażasz to sobie??” mówi i śmieje się tak, jak tylko ona potrafi. Czyli głośno.
Najtrudniejszym dla niej momentem był ten, gdy półtora miesiąca przed Igrzyskami, będąc w topowej formie, złamała rękę. To był dla niej ogromny cios, bo nie dość, że problemy piętrzyły się naokoło, to jeszcze kontuzja. Edyta twierdzi, że psychicznie nie zdążyła na czas wrócić do formy sprzed wypadku.
Niedawno Ola Tecław (Trenerka pierwszego Dnia Kobiet) namówiła ją na tandemy. W lutym wróciła z brązowym medalem Mistrzostw Świata wraz ze swoją niedowidzącą partnerką, Angeliką Biedrzycką.
Teraz asystuje trenerowi Ratajczykowi, który objął swoją opieką elitę kobiet średniego dystansu. „Myślałam, że nie dam rady patrzeć jak drużyna jeździ. Nie osiągnęłąm w sporcie wszystkiego, mam niedosyt. Ale okazało się, że odnalazłam się w nowej roli. Jazda na tandemie to jest ogromny wysiłek. Nie spodziewałam się, że aż tak duży. To pozwala mi trenować i pozostać w sporcie. Bycie asystentem trenera też daje mi dużo satysfakcji. To są teraz i moje podopieczne. Moja kariera? Cóż, ona się właśnie rozwija. Bardzo się cieszę z tego gdzie jestem i walczymy dalej”.
Po tych słowach Edyta musiała już kończyć, bo właśnie szła do fabryki Rometa, który obecnie ją wspiera.