Pierwszy dzień torowych mistrzostwa świata mastersów już za nami. Wystartowało 6 Polaków, i jedna (niniejszym) nie wystartowała gdyż na start się spóźniła.
Nie ma tego złego, zamiast 2 kilometrów pojedzie wyścig punktowy.
Co by nie było, zawody toczyły się dalej i dla polskiej reprezentacji były bardzo udane, gdyż na tych 6 startujących, Polacy skończyli pierwszy dzień z trzema medalami i pobitym rekordem świata!
Ale sport to nie tylko cyfry i wyniki, to przede wszystkim ludzie i emocje. W dzisiejszym, cyfrowym świecie, zabieganym i pełnym obowiązków, rzadko jest okazja, żeby zwyczajnie pobyć ze sobą, najeść się prawdziwego stresu, takiego do motyli w brzuchu, przeżyć ogromny fizyczny wysiłek albo przeżywać start bliskiej osoby. Rzadko ostatnio zwyczajnie nudzimy się razem. To wszystko jest tak prawdziwe, że wybuchy radości i łzy smutku (albo wzruszenia), tak rzadko przecież spotykane na codzień, są tu na porządku dziennym.
Na torze możemy siedzieć cały dzień, Rafał Radziej wyliczył „dzisiaj jesteśmy tu już czternastą godzinę, ale co? W hotelu mam siedzieć?”. I ja się z nim w pełni zgadzam, no bo czy Manchester rzeczywiście może być ciekawszy niż start przyjaciół?
Bywały też trudne chwile, na przykład kiedy w drodze na tor otrzymałam telefon, że startuję za 20 minut. Nie miałam szans dotrzeć na czas. W tramwaju wyciągnęłam strój, i najspokojniej jak mogłam przypięłam numery, założyłam pulsometr. Zadzwoniłam do Krzysia Wolskiego, czy mógłby mi dopompować koła – mógł.
Przejęłam się, że dopiero co zjadłam i jeśli teraz pojadę, to zwymiotuję. Z przystanku biegłam, przebrałam się w 30 sekund i kiedy wbiegłam na płytę, moje nazwisko właśnie widniało na telebimie, że przegrałam walkowever.
Pytałam sędziów czy nie dałoby się jeszcze czegoś zrobić, wszak moja konkurencja nadal trwała. Niestety, tu wszystko jest dopięte na ostatni guzik, nie mogą sobie pozwolić na przesuwanie, bo im się cały plan rozwali. Rozumiem to, ale i tak nie mogłam sie powstrzymać od lez. A potem popłakały się ze mną koleżanki i jakoś tak już mi było raźniej. Trzeba się wspierać na wzajem, co nie?
Adrian Świderski, który jako pierwszy wystartował w biegu na kilometr również dostarczył nam wiele emocji osiągając najlepszy czas i utrzymując to pierwsze miejsce przez kolejne biegi. Niestety, nie udało się i ostatecznie Adrian zajął 7 miejsce. Ciężko takie rzeczy znieść, bo w ubiegłym roku Adi wrócił z medalem i wiem jak ciężko pracował, wszyscy wiemy.
Kamil Kuczyński, ładnie kiedyś powiedział „Czasami dajesz z siebie wszystko i wygrywasz, a czasami dajesz z siebie wszystko i nie wygrywasz. Takie jest kolarstwo”.
Ano, takie jest. Z kolei Rafał Radziej był niezwykle zaskoczony swoim trzecim miejscem, a okrzyki radości dochodzące w polskiego boksu zwróciły uwagę kilku sąsiadujących z nami nacji.
Po biegach obu panów, trochę wrażeń jeszcze dostarczył nam Marek Skórski, który najpierw zakwalifikował się na drugiej pozycji do sprintów, a potem wygrał trzy kolejne pojedynki. Dzisiaj finały.
Dzień zakończył się grubo po 23:00. Ania Rząsowska i Ewa Bańkowska, obie zakwalifikowały się do finału wyścigu indywidualnego na 2 kilometry. Ewa, bijąc w eliminacjach rekord świata, walczyła o złoty medal. Ania nie była w tak komfortowej sytuacji, ponieważ walczyła o brąz, w dodatku z zawodniczką, która w eliminacjach pojechała o 2 sekundy szybciej. 2 sekundy, to jest jakieś… 10 metrów? W skrócie – przepaść. Jaką trzeba mieć mocną głowę, żeby stanąć na starcie z taką zawodniczką i się nie poddać? Rywalka przez pierwszy kilometr prowadziła, ale potem Ania wyszła na prowadzenie i ostatecznie to ona wygrała z przewagą prawie dwóch sekund! Radość jaka zapanowała jest nie do opisania, bo kto zna Anię, wie ile pracy i jaką drogę przeszła od zeszłego roku, kiedy właściwie zaczynała swoją przygodę z kolarstwem torowym.
Po Ani pojechała Ewa. Cóż, Ewa weszła przebojem do kolarstwa zgarniając kolejne koszulki mistrzyni świata na szosie, więc może tylko ona nie miała pewności, że wygra. Ja natomiast nie miałam wątpliwości.
Nie bez znaczenia jest też fakt, że wyścigi odbyły się ze sporym opóźnieniem. Kilka konkurencji zostało przesuniętych, zamiast dekoracji był scratch. Ciężko w takich okolicznościach odpowiednio się przygotować z rozgrzewką. Dziewczyny ostatnią (chyba) godzinę spędziły kręcąc na trenażerach. Nie wiem kiedy ostatni raz coś jadły.
Co by się nie działo, teraz już było po wszystkim, zwłaszcza, że Ewa pobiła swój własny rekord świata, który osiągnęła w kwalifikacjach, co oczywiście zagwarantowało jej zaproszenie do kontroli antydopingowej, z której wyszła po północy.
Emocji podczas dekoracji było wiele, bo nie codzinnie się zdarzają dwie polskie flagi i Mazurek Dąbrowskiego na jakichkolwiek międzynarodowych zawodach.
Tego dnia startowała jeszcze Małogorzata Howis, która 2 kilometry jechała po raz pierwszy.
Wyniki z pierwszego dnia:
Ewa Bańkowska, 2 km; 2:25.363; śr.: 49,531 km/h;
Anna Rząsowska, 2 km; 2:31.735; śr.: 47.451 km;h;
http://www.cyclingmasters.com/site/results/156-f35-39-pursuit-final-result-2019
Film ze startu dziewczyn: https://youtu.be/GzbOc143x5M?t=12561
Małgorzata Howis, 2 km; 3:06.628 http://www.cyclingmasters.com/site/results/141-f45-49-pursuit-qualifying-result-2019
Rafał Radziej, 1 km; 1:05.738;
Adrian Świderski, 1 km; 1:06.363
http://www.cyclingmasters.com/site/results/146-m35-39-time-trial-final-result-2019
Marek Skórski, 200 m. 11.015 http://www.cyclingmasters.com/site/results/135-m50-54-sprint-qualifying-round-result-2019