Kto powiedział, że Dzień Kobiet ma być tylko i wyłącznie 8. marca?
13 kwietnia, 2019 roku o godzinie 13:00 na pruszkowskim welodromie po raz drugi odbył się trening torowy wyłącznie dla kobiet.
Dlaczego to jest ważne?
Ano dlatego, że kobiet w kolarstwie torowym jest niewiele, a to wspaniały sport i tak sobie pomyślałam, że fajnie byłoby aby więcej dziewczyn go uprawiało.
Kobiece kolarstwo jest inne niż męskie. Jest spokojniejsze, mniej agresywne. Po prostu mniej w nim testosteronu. Owszem, może czasami jest sporo zamieszania, pytań w stylu “ale o co chodzi?” i bardzo, ale to bardzo dużo śmiechu. Ale jest też więcej słuchania poleceń i porządek. A jak się słucha polecenia to szybciej się czyni postępy. A to cieszy wszystkich.
Z dwudziestu kobiet, które przyszły na trening, 11 było na torze po raz pierwszy. A kilka po raz drugi, gdzie po raz pierwszy było rok temu podczas pierwszej edycji Dnia Kobiet na Torze!
Trening przygotowała i poprowadziła Aleksandra Strazińska. Fanom kolarstwa torowego bliżej znana jako Aleksandra Drejgier. Wielokrotna Mistrzyni Polski, Mistrzyni i Vicemistrzyni Europy oraz Vicemistrzyni Świata.
Był wstęp o budowie toru i zasadach tam panujących, zapoznanie się z ostrym kołem i w końcu wyczekana jazda. Dziewczyny bardziej zaawansowane jeździły wyżej, a te, które dopiero zaczynały, pierwsze kółka kręciły po trotuarku.
Ja, debiutowałam w roli asystentki trenera.
Bardzo szybko okazało się, że z tymi początkującymi trzeba coś zrobić bo na trotuarku zaczynały się dziać wyścigi. Po krótkiej przerwie, dla bardziej zaawansowanych uczestniczek była jazda drużynowa, a osoby początkujące trenowały technikę jeżdżąc pomiędzy pachołkami.
Po jeździe drużynowej wszyscy wrócili na tor. Początkujące dziewczyny próbowały wjeżdżać na strome ściany wiraży, te bardziej obyte z torem trenowały jazdę na kole i dawanie zmian. Kilka pań debiutowało pod bandą. Po coraz szerszych uśmiechach na twarzy, można śmiało stwierdzić, że każda jedna odniosła swój osobisty sukces Co chwilę słychać było okrzyki tryumfu “Udao się! Nie spadłam!” (co oznaczało: “przejechałam cały wiraż i nie zjechałam na trotuarek”).
Oczywiście, nie obyło się bez drobnych pomyłek. W trakcie treningu okazało się, że Pani Trener kazała dziewczynom jechać po niebieskiej linii, a Asystentka Trenerki (czyli niniejszym) – po czarnej. Kompromisem uznałyśmy, że jak jadą obok Oli, to po niebieskiej a obok mnie – po czarnej.
Na sam koniec treningu, na tor wjechał tandem! “Tokyo Express” bo tak się nazywa, to najbardziej różowy tandem świata. Ten rower też ma piękną historię, którę opowiem innym razem, ale można trochę naciągnąć fakty i powiedzieć, że sięga ona pierwszej edycji Dnia Kobiet na Torze.
Po dwóch godzinach, zmęczone ale szczęśliwe mogłyśmy usiąść, wymienić się wrażeniami, rozlosować nagrody, zjeść pyszną bezę i zapozować do zdjęć.
Wracając jeszcze do kolarstwa kobiecego.
Kobiece kolarstwo jest owiane wieloma mitami. Że muszą być zdjęcia, że więcej gadania niż jeżdżenia, że rewia mody. I pragnę powiedzieć, że to wszystko prawda! Ale nie cała prawda. Owszem, uwielbiamy zdjęcia, jak wielu kolarzy i jak najbardziej lubimy dobrze wyglądać na rowerze – jak wielu kolarzy. Gadamy i śmiejemy się. Piszczymy i jak się nie uda i jak się uda i nawet mamy ciastka na treningu. Ale też poważnie podchodzimy do naszych zadań, po niepowodzeniach podnosimy się i próbujemy jeszcze raz, szanujemy się nawzajem i naprawdę potrafimy dać sobie w kość. Nie było ani jednej pani, która nie wjechałaby na strome ściany wiraży, ale to nie udawało się przez wiele pierwszych prób. Było kilka niegroźnych upadków. Były nowe osoby, które nie potrafiły jechać prosto ani idealnie – a jednak nikt nie miał do nich pretensji. I w końcu wszyscy mieli naprawdę solidny trening.
Ja ze swojej strony mogę powiedzieć, że było warto i choć przyszło mniej osób niż w ubiegłym roku to uważam imprezę za bardzo udaną.
Po pierwsze, wiele dziewczyn wróciło i przyszło 11 nowych! Przyszły też dziewczyny, które na torze jeżdżą regularnie, a jednak uznały, że trening tylko dla pań jest wyjątkowy.
Po drugie, organizacja takiego wydarzenia nie byłaby możliwa gdyby nie wsparcie osób trzecich. Stąd moje ogromne, ogromne podziękowania dla wszystkich, którzy pomogli:
Pan Jerzy Brodawka – właściciel wypożyczalni “Ostre Koło” i sklepu “JB Rowery”, który przygotował i bezpłatnie użyczył rowerów. Rzadko, który trening na torze jest tak zrównoważony pod względem wzrostu, więc trzeba było przygotować zupełnie inny zestaw rowerów, a potem wszystko poprzekręcać z powrotem. Ogrom pracy.
Swoja Mąka – firma prowadzona przez Maćka i Hanię, którzy przygotowali przepiękne paczki płatków i kasz dla każdej uczestniczki! http://swoja-maka.pl/
Kawa dla Kolarzy – bez której impreza kolarska jest jakaś taka nie tego, przygotowała kilka paczek kawy w prezencie https://topowykolarz.pl/
Mateusz Wyszyński – Fizjoterapeuta, który podarował dwa vouchery na wizytę u fizjoterapeuty https://www.facebook.com/fizjoterapeuta.wyszynski/
Adam Sejdak – Stomatolog (i kolarz torowy), który podarował voucher do swojej kliniki www.sejdak.pl
Firma GFI – która podarowała chusty typu “buff”. https://gfieast.com/pl/
Bezy upiekła Małgosia Berezowska a zdjecia robił pan Marek Kwasowski https://www.facebook.com/Marek-Kwasowski-Photography-1020124048160016/
Oraz wszystkie osoby prywatne: Antonina Kłudkiewicz, Paweł Nowakowski, Teresa Osińska (moja mama ;)), Michał Marciniak, Maciej Skalski, Marta Piechota, Maciej Świt, Agnieszka Troińska, Marcin Gruca, Aleksandra Turek, Patryk Mazurek, Tomasz Kowalik, Mateusz Wyszyński, Marek Pokorski, Danusia Miczek, Maciek Zdoński, Grzegorz Turkiewicz, Leszek Traczyk, Stanisław Bogdański, Adam Ważny, Tomasz i Monika Groń, Monika Skóra
A ja? Ja bardzo Wam dziękuję. Dziękuję za pomoc i za zaufanie i przede wszystkim za wiarę, że to ma sens. Musicie wiedzieć, że godzinę po tym, jak założyłam projekt na PolakPotrafi.pl kompletnie w niego zwątpiłam. Siedziałam i martwiłam się, że to przecież bez sensu, że kto chciałby dać pieniądze na jakieś kolarstwo torowe, że tylko się ośmieszę i jak zwykle narobię szumu. Kwota, którą udało mi się zebrać przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania. Dziękuję.
Dziękuję też Oli, która zdecydowała się poprowadzić ten trening. To nie była dla niej łatwa decyzja. Ola zakończyła swoją karierę 10 lat temu. Miała obawy a ja bardzo się bałam czy nie rozgrzebuję jakiejś niedokończonej przeszłości. Wiecie co mi napisała na koniec? “Ja się dobrze zastanowię co z kolarstwem w mojej osobie…” Sztos.
W ubiegłym roku, wspierał nas Grzegorz Krejner, trener naszych regularnych treningów, ale tym razem nie mógł. Przeszło mi przez myśl czy same, we dwie damy radę. Dałyśmy i to z nawiązką a pomoc Oli, która przed i po wcieleniu się w rolę Pani Trener, targała ze mną krzesła i stoły i sprzątała okruszki ze stołu. Olu, dziękuję Ci. Jesteś wielka!
I oczywiście, wielkie dzięki dla wszystkich pań, które przyszły. Bo to właśnie dla Was!