Mistrzostwa Świata w Kolarstwie Torowym 2019 dzień 3

Hasłami dzisiejszego dnia są: Wojtek Pszczolarski i Wyścig Punktowy  (to jest jedno hasło) oraz Wai Sze Lee i sprinty kobiet.

Kto mnie zna, ten wie, że wyścig punktowy jest moją ulubioną konkurencją do oglądania. Jest długi, a więc zabawy jest więcej, jest emocjonujący, bo finiszów jest 16, ale za to w odpowiednich odstępach czasowych, aby móc się połapać o co chodzi. Ponadto daje zawodnikom dużo możliwości inwencji własnej stąd też liczne ucieczki i próby – dzisiaj niezwykle skuteczne – nadrobienia okrążeń.

Dzisiejszy był jednym z lepszych dlatego, że Wojtek zrobił na torze prawdziwe show. Bardzo chciał ten medal. Najpierw zabrał się w odjazd z Nowozelandczykiem. Kiedy byli mniej więcej w połowie drogi, Holender i Belg (Van Schip i De Ketele – przez angielskiego komentatora wymawiany “De Ketl, czyli “czajnik”), przyspieszyli, doszli i uciekli. Zdarłam gardło, żeby pomóc Wojtkowi usiąść im na koło ale tamci byli już za daleko. W każdym razie udało mu się nadrobić to okrążenie, tak jak i połowie peletonu, więc walka trwała. Van Schip mocno rywalizował z Hiszpanem Mora Vedri. Do tego Australijczyk, Brytyjczyk. Ogólnie dużo się działo. Wojtek w międzyczasie zabrał się w drugą ucieczkę i nadrobił kolejne okrążenie. Był na jakiejś 7. pozycji razem z kilkoma innymi zawodnikami. I w pewnym momencie zaatakował ale nikt z nim nie pojechał. I wtedy nadrobił okrążenie samodzielnie! Był na trzecim miejscu ex aequo z Irlandczykiem. Został trochę z tyłu, żeby odpocząć, przesuwał się do czuba i już był całkiem blisko, niewiele zostało do końca wyścigu kiedy tamtem (ten Irlandczyk) doszedł do niego i zza pleców przejechał obok. Wojtek nie był w stanie nic zrobić. Potwornie zmęczony nie miał siły go gonić. Z taką samą ilością punktów i spuszczoną głową ukończył wyścig na czwartym miejscu. Myślałam, że serce mi pęknie jak podczas Igrzysk w Rio kiedy Van Avermaet i Fulgsang wyprzedzali Majkę. Zwycięzca miał 104 punkty. Drugi Hiszpan, 76. Irlandczyk i Polak mieli po 67. Na Mistrzostwach w 2018, zwycięzca miał 70. Drugi raptem 52.

Średnia prędkość wyniosła 55.4 km/h.

To był piękny wyścig. Przepiękny. Warto było oglądać go od początku do końca w dużym skupieniu, żeby nie przegapić ani jednej akcji, a gardło niedługo samo się wyleczy.

Ale Wojtek to profesjonalista, po wyścigu udało mi się namówić go do zdjęcia.

Drugim gwoździem programu była Wai Sze Lee. Uwielbiam tę zawodniczkę. Obserwuję ją uważnie od kilku lat i w tym sezonie jest fenomenalna. Nie można nie zauważyć podobieństwa do stylu Kristiny Vogel, która w pewnym momencie odpala rakietę i wystrzeliwuje (jest takie słowo?) na przód. Bieg o złoty medal jest jednym z piękniejszych pojedynków kobiecego sprintu. Do tego pięknie się uśmiecha, ale dopiero kiedy jest już po wszystkim.

Wai Sze Lee po wygranym finale uśmiecha się do Kristiny Vogel, komentującej zawody. Fot. Izabela Sobieszek

Oprócz Wojtka i Wai Sze dzisiaj jeszcze była Daria Pikulik w omnium, która bardzo ładnie pojechała zwłaszcza końcówkę wyścigu punktowego. Adrian Kaiser, który w pewnym momencie miał trzeci czas na 4 kilometry i czasówka na kilometr ale z jakiegoś powodu Krzysztof Maksel w niej nie wystartował.

Z ciekawostek to dwa razy zapowiedziano, że rekord świata został pobity, a potem poprawiono, że to błąd. Nawet najlepszym się zdarza.

A ja? Ja jutro nie będę już kibicować w Pruszkowie. Jakoś słabo wycelowałam z terminem i wyjeżdżam na urlop. Przynajmniej na urlop…

Bawcie się dobrze, a jeśli nie macie biletów to obejrzyjcie transmisję. Start o 18:00 w TVP Sport i Eurosporcie pierwszym.

Jutro sprinty mężczyzn, madison kobiet, 500 m. TT i wyścig na dochodzenie pań. W każdej z tych konkurencji będą polscy reprezentanci. Nie bez szans na medal.

Wyniki: http://www.tissottiming.com/2019/ctrwch/en-us/Default/