„Chciałbym lubić jeździć kilometr” – rozmowa z Rafałem Sarneckim

Miałam przyjemność spotkać się dzisiaj na torze i chwilę porozmawiać z Rafałem Sarneckim, jednym z czołowych polskich sprinterów.

Nasze spotkanie odbyło się w dość niefortunnym momencie, ponieważ dzień wcześniej Polski Związek Kolarski odwołał Mistrzostwa Polski. Tydzień przed ich rozpoczęciem.

„Rafał, co to dla ciebie znaczy?”

„Jest mi przykro.”

Ogólnie od jakiegoś czasu w Związku nie jest ciekawie, brakuje funduszy, decyzje nie są podejmowane aż do ostatniej chwili, a teraz część zarządu zrezygnowała.

„To dla nikogo nie jest miłe. Ja i tak bardzo lekko do tego podchodzę. Wydaje mi się, że dla niektórych to duże obciążenie.”

Po sześciu latach w kadrze narodowej zdążył się już udopornić na różne rzeczy, które dla mnie są szokujące. Ale może tacy właśnie są sportowcy.

Start w Mistrzostwach Polski miał być ostatnim sprawdzianem jego formy przed Pucharem Świata.

„Na treningach nie da się wprowadzić organizmu na takie obroty jak na zawodach. Nie da się sprawdzić swojej dyspozycji.”

Rafał od początku swojej kariery kolarskiej, czyli 2007 roku jest zawodnikiem klubu Stal Grudziądz. Takie przywiązanie nieczęsto się zdarza. Jest typowym sprinterem, jeździ tylko na torze. Kilkakrotnie był Mistrzem Polski, ma też srebrny medal Mistrzostw Europy, ale za swoje największe osiągnięcie uważa siódme miejsce w sprincie drużynowym na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro, w 2016.

„Rafał, jesteś sprinterem torowym, nie ścigasz się na szosie. To jak wygląda twój rok?”

Jako sprinter, Rafał ściga się cały rok. Bierze udział w ok. dwudziestu zawodach.

„Na zawodach letnich zbieramy punkty, aby móc wystartować w Pucharze Świata. A w Pucharze Świata, musimy się ścigać, żeby zdobyć kwalifikację na Mistrzostwa Świata i Igrzyska Olimpijskie. Do tego dochodzą jeszcze imprezy komercyjne, np. Sześciodniówki i Revolution Series. Raz byłem na takiej imprezie w Medellin w Kolumbii. Trzy dni ścigania dla czystej przyjemności. Jak towarzyskie mecze piłki nożnej.”

„Sezon zaczyna się od Mistrzostw Europy, ale w tym roku sezon zaczął się wyjątkowo, bo już w sierpniu. Impreza w tej formule odbywała się po raz pierwszy. Prawie wszystkie dyscypliny brały w tym udział. Miało nas to przygotować do atmosfery jaka panuje na Igrzyskach. I to się sprawdziło. Wszędzie byli reporterzy a relacja w telewizji trwała przez cały dzień.”

Teraz miały być Mistrzostwa Polski, 4 dni przerwy i pierwszy Puchar Świata, potem znów 4 dni przerwy i drugi Puchar. Pucharów jest w sumie sześć. Do lutego a potem Mistrzostwa Świata mniej więcej w marcu albo kwietniu.

„A co robicie po sezonie?”

„No właśnie. Nasz sezon nigdy się nie kończy i nigdy nie zaczyna”.

Mają 2 miesiące w roku odpoczynku ale to jest aktywny odpoczynek.

„Chodzę na siłownię, biegam, pływam. Nie można się położyć i leżeć, bo po tygodniu serducho zaczyna wariować. Trzeba się powoli wyciszać.”

Jest jeszcze bardzo wiele rzeczy, których nie wiem o sporcie. Niestety, od słowa do słowa rozmowa znów wraca na problemy.

„Robią się afery. Dziennikarze trochę koloryzują, ale piszą też sporo prawdy, ale potem komentują osoby, które nie wiedzą jak jest. Zaczyna się robić afera, która wszystkich dotyczy. Zawodników to naprawdę dotyka.”

„A ciebie?”

„Mnie to śmieszy, ale dla każdego ma to jakieś konsekwencje. Bezpośrednio to dotyka sztabu szkoleniowego, a jak oni są niezadowoleni to musi się odbić na nas.”

Ja nie wyobrażam sobie trenowania w takich warunkach, ale Rafał twierdzi, że z każdą kolejną sytuacją człowiek się uodparnia, a ja po raz kolejny myślę, że kolarze to nadludzie.

Udaje nam się wrócić do sportu. Pytam go, jak utrzymuje motywację robiąc od sześciu lat to samo, przez cały rok?

„Nie zdobyliśmy jeszcze najwyższych celów w kolarstwie.”

Mówi o szkoleniu centralnym, o tym, że trenując razem wszyscy się wzajemnie napędzają. Osobno nie daliby rady.

„Mamy potencjał zdobywać medale olimpijskie. Mamy takich zawodników.”

Niestety, polscy zawodnicy jeżdżą na pięcio, nawet siedmioletnich rowerach. Zamiast wyjeżdżać na zgrupowania do Australii czy chociażby Zakopanego, muszą zadowolić się torem w Pruszkowie.

„Wszędzie gdzieś brakuje”

Pytam go o jego preferencje.

„Chciałbym lubić jeździć kilometr.”

Oboje wybuchamy śmiechem. “Chciałbym lubić – to ładne”. Jego domeną jest sprint drużynowy, w tej dyscyplinie zdobył srebro Mistrzostw Europy i czwarte miejsce na Mistrzostwach Świata. Ale lubi też sprinty indywidualne. Wielokrotne stawanie do biegów zamiast męczyć, motywuje go, bo

„Każdy kolejny start znaczy, że jesteś coraz wyżej.”

Tu nasza rozmowa się kończy. Pomimo, że zbliżające się Mistrzostwa Polski zostały odwołane, kadra wciąż trenuje. Przecież zaraz jest Puchar Świata, a kolega akurat szuka koronki jedenastki i Rafał musi iść mu pomóc.

Schodząc na płytę toru, dowiadujemy się, że Mistrzostwa Polski jednak się   odbędą. Od razu rzucam się na internet, ale tam nie ma żadnej potwierdzonej informacji. “Na pewno?” pytam się. “Na pewno” słyszę i widzę kiwanie głową.

No dobrze. Nawet jak na świat kolarstwa torowego, to dość niezwykła sytuacja. Ale ważne, że będą.

Dziękuję Rafałowi i się żegnam. Jeszcze wrócimy do tej rozmowy.