Kolarstwo torowe w świetle ostatnich zawirowań w Polskim Związku Kolarskim

Bardzo się starałam trzymać z dala od polityki, ale ta dopadła mnie nawet na torze. Na torze, o którym przecież nikt nie mówi. Przynajmniej do tej pory nie mówił.

Po przeczytaniu (a potem przeczytaniu ponownie) wywiadu z kolarzami torowymi pomyślałam, że też sobie pozwolę na komentarz. Ale nie na opinię. Tę zostawię dla siebie.

Kolarstwo torowe staje się coraz bardziej popularne. Może daleko mu jeszcze do czasów przedwojennych, ale się rozkręca. Tor w Pruszkowie dał lepsze warunki do trenowania a zawodnicy zrobili swoje. Pojawili się sponsorzy.

Amatorów z roku na rok jest coraz więcej. Jeżdżą prywatnie i przychodzą kibicować elicie. Na Pucharze Świata pojedyncze miejsca były wolne.

Z której strony by nie patrzeć, się kręci. I nie brakuje pieniędzy.

Wiecie czego mi brakowało zawsze jako odbiorcy tego sportu?

Informacji.

Informacji, że będzie jakaś impreza. Jak już byłam na imprezie (nie licząc PŚ) to oprawy, jedzenia na miejscu – przez lata opracowałam własny system zamawiania pizzy na tor i przywożenie termosu z herbatą.

Brakowało mi jakiegokolwiek działania. Byliście kiedyś na starych, nieużywanych obiektach sportowych? Na Skrze, albo chociażby na AWFie. To bardzo przykry widok. A ja, miałam czasami myśli, że kiedyś ten tor popadnie w taką samą ruinę.

Sam tor jest super, ale wszystko dookoła już nie. W ubikacjach są pourywane pojemniki na papier toaletowy. W szatniach często rozstawione polówki na których wciąż leży pościel.

Jest kompleks saun, z których chyba nikt nigdy nie korzystał. Czasami służą za damską szatnię.

Na ostatnim treningu stało wiadro, do którego kapała woda z przeciekającego dachu.

Co chcę przez to powiedzieć? Że z boku, wygląda to tak, jakby nie tyle nikomu nie zależało, ale nie było w niczyim interesie, żeby to się rozwinęło. Jakby upadek toru był komuś na rękę?

Głośno się mówi o odejściu CCC, które przez tyle lat sponsorowało polskie kolarstwo. Ale też CCC nie było pierwszym sponsorem i znając historię świata z pewnością nie będzie ostatnim. Sponsorzy się zmieniają, wystarczy prześledzić zawodowy peleton szosowy jak drużyny powstają i znikają.

Ale przecież sponsor to nie instytucja charytatywna. Wątpliwe jest, żeby przez te wszystkie lata firma z kolarstwa nic nie miała w zamian. Ja pamiętam CCC z dawnych lat. Nie było tych sklepów w wielkich centrach handlowych a butów nie reklamowały słynne modelki. Jest takie powiedzenie: “Psy szczekają, a karawana idzie dalej”. Nawet jeśli pan Miłek nie zmieni zdania, osobiście głęboko wierzę, że znajdzie się inny sponsor.

A teraz do sedna sprawy. Kiedyś usłyszałam “robimy w rozrywce”. To było o kolarstwie właśnie. Dokładnie tak, to jest rozrywka. Dla nas, dla kibiców. Jak w każdej rozrywce, jest scena i zaplecze. I wszystko co się dzieje na zapleczu powinno służyć jak najlepszemu występowi na scenie. Tymczasem, wydaje się, że w kolarstwie zaplecze pracuje na to, żeby zaplecze miało się dobrze.

Chciałabym powiedzieć, że to tak nie działa, ale czyżby? Wywiad został opublikowany 21 grudnia, a chłopaki opowiadają, żę nie wiedzą czy od stycznia nie będą szukać nowej pracy. Tylko, jak nie będzie komu występować na scenie, wtedy wszyscy pójdą szukać nowej pracy.

 

Kolarstwo torowe ma w tej chwili ogromny potencjał. Świetnych zawodników, rosnącą rzeszę kibiców i wyniki na światowym poziomie.

 

Nie spieprzcie tego, proszę państwa.

Pierwsze zawody

Śmiesznie jak to się czasami w życiu układa. Zawsze kochałam sport, ale on nigdy nie był traktowany przeze mnie zbyt „poważnie”. W końcu WF jako ulubiony przedmiot niedorównywał powagą matematyce, chemii czy języku w moim przypadku angielskiemu.

Myślałam o studiach na AWFie, ale ostatecznie wylądowałam na informatyce. Nie żałuję, ale serce nie sługa. Zbiegiem fortunnych przypadków (albo i nie przypadków) jestem tu gdzie jestem.

Pamiętam pierwsze zajęcia na torze i poczucie, że to jest surrealistyczne nadal mnie nie opuszcza, mimo, iż minęło już półtora roku.

Teraz były pierwsze „zawody”. Zawody w cudzysłowie, bo chodziło o to, żeby się dobrze bawić. Ja się bawiłam świetnie. Mam poczucie, że pojechałam dobrze i doświadczyłam tej frajdy jaką daje zgrana drużyna. Mam nadzieję, że pozostali też miło wspominają ten wieczór.

Z prezentami się nie wychylałam, bo to miała być niespodzianka, ale kiedy zadzwonił do mnie jeden z zawodników, Tomasz Krupski, właściciel firmy „Kawa dla Kolarzy”, i powiedział, że chciałby ufundować nagrody, usiadłam z wrażenia.

Tomasz Krupski, Kawa dla Kolarzy

Wszystkim razem i każdemu z osobna chcę podziękować za zaufanie, za udział i wspieranie mnie w tym przedsięwzięciu. Każde miłe słowo dodaje otuchy i utwierdza w przekonaniu, że idzie dobrze.
Każda uwaga jest niezwykle cenna, żeby nie wypaść z właściwych torów.

Zrobiło się trochę nostalgicznie, ale tak jest kiedy idą Święta i choinka pachnie.

Zatem, Wesołych Świąt i drobny upominek w postaci zdjęć z zawodów.

https://photos.app.goo.gl/Nyr600mGKhuki8fq2

 

Zdjęcia wykonała Kamila Zawadzka, Kamila Fotografuje

[Technika] Jazda na kole po torze

Czasami wytrawni kolarze, którzy doskonale radzą sobie na szosie kiedy wreszcie trafią na tor mają trudności w trzymaniu koła.

Trzymanie koła — czyli jazda za osobą jadącą z przodu tak blisko jak tylko się da — to podstawowa umiejętność jazdy na welodromie. Pozwala zaoszczędzić siły, jechać w drużynie, jechać w grupie. Zaraz po jeździe prosto, jest absolutną podstawą do wszystkiego.

kolarze torowi jadą jeden za drugim

W przeciwieństwie do szosy, na torze jeździ się na ostrym kole. Nie ma wolnobiegu ani hamulców. Jedyne co możesz zrobić to przestać rozpędzać rower. Ale nie możesz przestać pedałować. A to z kolei znaczy, że nie możesz nagle istotnie zwolnić.

Jakie to może spowodować trudności. Przede wszystkim, żeby dojechać do koła osoby jadącej z przodu musisz się rozpędzić. Musisz zatem mieć większą prędkość, niż ta osoba. Dojeżdżając z większą prędkością widzisz, że nie możesz nagle zwolnić, bo rower już jest rozpędzony (i nie ma wolnobiegu ani hamulców). Jest to dość przerażające zjawisko, więc odkręcasz (albo uciekasz na boki) żeby wytracić prędkość.

Gdy wytracisz prędkość zostajesz w tyle. Wtedy przyspieszasz, i tak dalej.

Co robić?

Na początek, jeździć na czyimś kole do skutku. Jeśli nie masz doświadczenia w oddawaniu zmian, znajdź kogoś, kto jeździ podobnie do ciebie, może nawet trochę wolniej i staraj się jechać za nim jak najbliżej, jak najdłużej.

Jeśli masz kogoś kto może cię nagrać, poproś go. Oglądanie tego potem może być trochę dołujące, ale ma szczytny cel. Poprawę twojej techniki.

Dojeżdżaj do koła umiejętnie. Zacznij zwalniać już wcześniej, żeby nie “wpaść” na grupę jadącą z przodu. Przyspieszaj powoli. Jeśli ktoś jedzie za tobą, nie powinien w ogóle odczuć, że przyspieszasz.

Jeśli nigdy nie ćwiczyłeś oddawania zmian, zostaw to na inny raz. Jak się będziesz czuł dobrze mniej niż metr za osobą z przodu, to dobry prognostyk, że jesteś gotowy na następny krok.

Uwaga, jeśli jedziesz w grupie i nie chcesz wychodzić na zmianę, musisz wpuścić przed siebie osobę, która właśnie ze zmiany zeszła. Zostaw jej wystarczająco dużo miejsca, ewentualnie powiedz, żeby wjechała przed ciebie.

Nie przejmuj się, jeśli ci nie będzie szło na początku. Trening czyni mistrza i w tym przypadku nie jest inaczej. Ten moment, kiedy zachowasz wystarczająco dużo sił, żeby wyjść z koła na finiszu wszystko ci wynagrodzi.

To wszystko, zakładając, że jadąca z przodu grupa jedzie równym tempem. Ale tak wcale być nie musi. Jeśli przed tobą jest choć jedna osoba, która również nie trzyma tempa, wszystko się powtarza efektem domina.